::: www.Jarocin-Festiwal.com/forum ::: !Teraz Jarocin 2012! :::


Historia i dzień obecny Festiwali rockowych w Jarocinie

Ogłoszenie


Jarocin Festiwal | Utwórz swoją wizytówkę

#1 2007-01-27 14:57:59

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Wspomnienia...

z forum www.80s.pl
http://www.pawnhearts.eu.org/~gregland/w-matni/apogeum/pics/01/01.jpg
foto: www.jarocin-festiwal.com

AUTOR bazyli

Pierwsze chwile

Pamiętam pierwsze wrażenie. Tak jakby całkiem podobne do tego, co widziałem później w Fali 85. Choć akcja ma miejsce rok później.
Czwarta rano. Świt dopiero ledwie się tli nad choryzontem. Jest zimno, bardzo zimno, choć to przecież przełom lipca i sierpnia. Nasz pociąg wjeżdża na stację kolejową Jarocin...

Wagony są pełne takich samych jak ja. Chłopaków w glanach, rurkowych spodniach, ciemnych katanach. Na mojej farbą olejną napisane jest "Bce w Kosmoc". Przyjechałem z Gdańska sam, ale już w pociągu spotykam podobnych do mnie ludzi. Ale nie włączam się w ogół, ot, przygodni znajomi.

Idę, pod górę schodami. Wśród setki podobnych do mnie "wielbłądów". Pod dworzec podjezdza autobus - taki przypominając nieco dawne pks. Kierowca uśmiecha się - podwieźć?

Więc wsiadam, choć chętnych nie jest wielu. Przypadek? Rozglądam się bacznie. Wjeżdżamy na Jarociński rynek, potem jedziemy główną drogą - mijając schowany w parku amfiteatr, potem pod górę za miasto. Kiedy dojeżdżamy do celu, odchodzący mrok nocy w końcu daje za wygraną i świt właśnie budzi się do życia.

W białej budce, w dużej kolejce kupuję wejściówkę i karnet na festiwal. Dwóch rosłych facetów z OHP wskazuje mi miejsce, gdzie mam się udać by rozbić namiot.

Namiotów jest już mnóstwo. A setki kolejnych własnie się rozbijają. Uśmiechamy się do siebie. Obok mnie jakaś hipisowska para właśnie kończy robotę i chowa się w szary namiot z wymalowaną na boku pacyfą. Jakiś koleś, "normalny" - bo takich w brew pozorom jest większość, z boku pyta czy mógłbym mu pomóc przy wbijaniu śledzi - pomagam. Potem on mi pomaga przy wbijaniu moich. Nie pamiętam już skąd był ale pamiętam, że ze Śląska, bo miał "ślunski akcent". W końcu rozkładam śpiwór i włażę do środka. Oczy bolą jak posypane piaskiem. Piaskowy dziadek zbiera swoje żniwo. Padam i zasypiam natychmiast. Budzi mnie szmer radiowęzła. Wstaję. Przeciagam zesztywniałe ramiona. Wychodze na zewnątrz. Minięło raptem trzy godziny, ale ranek jest już w pełni.

Zaczyna sie poranny rytuał. Wychodzenie z namiotu, przeciaganie się. Powolny spacer w stronę toalet i kranów z zimną wodą. Nie szkodzi, ważne że woda jest.

Rozglądam się wśród tego morza namiotów. Radiostacja Jarocińska - czyli Rozgłośnia Harcerska w Jarocinie właśnie nadaje Laibach i ich wersję Live is Live. A ja kroczę przed siebie po sciętym polnym rżysku. Płucze twarz w wodzie - myję zęby. W drewniane budce kupuję kilka bułek i foliowy worek chudego mleka. To moje wczesne śniadanie.

Rozpoczyna się rytuał "ogłoszeń". Każdy moze coś napisać a kobieta w drewnianej budce przyeczyta to beznamiętnym tonem. Może być o konkursie na szambonurka - zainteresowani spotają się przy toaletach, albo że rudy szuka rudą i czeka na nią pod szczekaczką. Tych ogłoszen jest setki - coraz bardziej szalonych. W końcu już ich nie słucham, zlewają się w jeden szum otoczenia. Leże w namiocie i rozmyslam o tym, co mnie tu czeka. Nawet nie zauważam, kiedy ponownie zasypiam.

Dziesiąta rano - wychodzę z pola i wśród kilkuosobowych grupek podążam w stronę miasta...

Jestem w Jarocinie pierwszy raz, więc rozglądam się wokół. W stojących przy drodze wiejskich zagrodach widzę rozbite namioty. Kobiecina podaje gościowi w "rozbuchanym" Irokezie" metalowy kubek kompotu ze śliwkami. Facet dziękuje.
Zbliżamy sie do skrzyżowania. Zaczyna się miasteczko...


AUTOR jadis

Wspomnienia z Jarocka cz 1

Ktoś kiedys zasugerował by ci co byli w Jarocku w latach jego świetności podzielili się swoimi wrażeniami.Długo się ociagałem, ale problem miałem i to spory.Wiadomo - Jarocin sybol wręcz kultowy ówczesnych czasów, a tu nic ideologicznego w wspomnieniach nie przychodzi mi do głowy.

Rok 1984, skończyłem właśnie 16 lat. Na pólce w moim pokoju już pokaźna kolekcja kaset. Głównie zespoły z Listy przebojów programu 3 oraz trochę klasyki rocka. Na ścianach pełno plakatów z gazet polskich typu "Razem","Nowa wieś".Pod blokiem codziennie po godz. 18 obowiązkowa zbiórka chłopaków z podwórka. Spieszę się, wracając od swojej "pierwszej wielkiej, przeogromnej miłości" ,bo jest temat.(wtedy kumple byli ważniejsi niz dziewczyny - jeszcze),. Tematem ma być wyprawa na Festwal w Jarocinie.Dla nas 16latków była to naprawdę wyprawa.

Wielu z nas potrzebowała zgody rodziców by móc się urwać na trzy dni i to jeszcze do miejsca, które w pokoleniu "starszych" nie cieszyło się dobrą opinią.

Dwa dni obmyslana była strategia zbajerowania rodziców. Nie ukrywam, że oprócz dwóch osób, które powiedziały prawdę, my wszyscy wciskaliśmy kit o zupełnie innym celu podróży. Pieczołowicie też dbaliśmy, by jakis sygnał z TV przez przypadek nie dotarł do uszek naszych rodzicieli o fakcie odbywania się Jarocina właśnie w tych samych dniach co nasz rzekomy wypad nad jeziorko pod namiot do rodziców jednego z naszych kolegów.

Dla mnie świeto tego wyjazdu było podwójne. Po raz pierwszy miałem tam jechać nie sam a ze swoją lubą (ówczesną).Nadszedł termin wyjazdu. Dworzec główny w Poznaniu przypominał jeden wielki spęd polskiej młodzieży z pod ciemnej latarni. My totalni gówniarze, z gładko przyczesanymi włoskami jawiliśmy się jakbysmy przybyli z innej bajki.

Nie ukrywam, że mieliśmy wielki respekt i troche strachu przed tą mocno już podpitą społecznością rockową. W pociągu okazało się, że w sumie towarzystwo groźniej wygląda niż się zachowuje. Naszą pierwszą strategią stało się przyłączenie do pewnej grupy groźnie wygladającej co pozwoliło nam poczuć się bezpieczniej. W pociągu już połapaliśmy się, ze nasze upodobania muzyczne znacznie odbiegają od ogólnie przyjętych w tamtym towarzystwie.

Ze wstydem pochowalismy nasze "badziole" z literką A ,zwłaszcza po pewnym wykładzie jednego ideowca z czerwoną grzywą opadającą na kark.

Uświadomieni przez grupowego guru, do Jarocka wjeżdżaliśmy już uświadomieni ideowo.....cdn











.

Offline

 

#2 2007-02-26 12:26:25

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

Z Garażu:

TZN XENNA  live Katowice 1986, Zygzak recytuje:

NIEJEDEN CHŁOPAK I DZIEWCZYNA
JEDZIE CO ROK DO JAROCINA
PUNKOWCY ODLOTOWCY
HIPPISI I SPORTOWCY
SKINHEADZI NIENORMALNI
I HEJWIMETALOWCY
JAK DŁUGO TRWA REWIZJA NA PERONIE?
OD NERW SPOCONE SĄ JUŻ NASZE DŁONIE
GRUBY POLICJANT I PIJANY SOKISTA
PATRZĘ W PLECAKI - GDZIE WÓDKA CZYSTA?
Oi !

Offline

 

#3 2007-02-26 12:41:25

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

Wspomniane-inaczej - przez art48 z Forum Reggaenet

A bardziej serio .Czytam tu i ówdzie, że było to jedyne miejsce, gdzie spragniona "swojej" muzyki młodzież mogła jej posłuchać.

No cóż, jak się mieszkało w Koziej Wólce, to pewnie tak - ale czy w tej Wólce aż tak wiele się znowu zmieniło?

Otóż ja, mieszkając w komunistycznych, zakneblowanych Gliwicach miałem "swojej" muzyki pod dostatkiem. I to duuuużo więcej niż teraz. W malutkim klubie "Gwarek" na gliwickim rynku miałem możność zobaczenia nie tylko Kultu, Deutera czy Moskwy ale i takich zespołów jak D.O.A., czy Youth Brigade. (Pamiętam jak z zachwytem oglądaliśmy pierwszego murzyna-punka jakiego widzieliśmy na oczy:))
Niesamowity koncert dał Dziubek ze swoim Holy Toy. Pierwsze reggaeowe dźwięki w Gliwicach, to chyba koncert legendarnego Deadlocka w Kinoteatrze X. (Jeden z ostatnich składów - bardzo reggae`owy własnie). A przecież już pierwsze jamajskie rytmy w piwnicach klubu wydawała wtedy post-punkowa Śmierć Kliniczna. Winter Reggae, a więc Gedeon Jerubbaal, Assunta i cała reggae`owa czołówka... Magiczny koncert Izraela-Kultury. Jeszcze z Vivian.

Cykliczne imprezy "Piątki z nową falą". "Nowa fala w jazzie i rocku" a na niej choćby znakomity Tie Break, porywający koncert Young Power, podczas którego ku rozpaczy prowadzącego zespół Popka wciąż bębniąc na czym popadło wyrywał się niejaki Włodzimierz Kiniorski. Pierwszy (i najlepszy na jakim byłem) koncert RAP-u występującego w specjalnie wyszydełkowanych na tę okazję czapeczkach.
A jak miałem ochotę na więcej, mogłem się wybrać na jakąś tematyczną imprezę. Na przykład (jeśli dobrze zapamiętałem nazwę) Zjazd Młodzieży Cynicznej Ery Atomowej w Gdańsku. Porywający koncert Kultu i doprawdy niesamowity show jaki dał tam wtedy Szelest Spadających Papierków. Reggae? A choćby "Solidarity Anty Apartheid". A festiwalowe reggae`owe lato było co najmniej równie bogate jak dziś...

Więc po jaką cholerę miałem sie pchać do Jarocina? Nie odczuwałem potrzeby tłuczenia sie pociągiem (a podróżowanie PKP było wtedy nieco mniej komfortowe niż dziś), w wagonie pełnym kłaków (3/4 młodzieży w zależności od opcji goliła się na łyso lub stawiała irokeza) tylko po to by odczuć "wspaniałą festiwalową atmosferę". Mam w dupie "wspaniałą festiwalową atmosferę", jeśli nie wynika ona z muzyki.

A muzycznie Jarocin wcale nie był taką mekką. Co rusz ktoś wyciąga nagrania jakiś "legendarnych" kapel, których legendarność bierze się jedynie z tego, że grali akurat wtedy. Fajnie, że grali, tyle tylko, że dużej części z nich na prawdę nie dało się słuchać.

Pozdrawiam serdecznie.

Offline

 

#4 2007-02-26 12:49:00

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

I jeszcze Krzysztof z reaggenet forum


Przygarść wspomnień:

Po raz pierwszy do Jarocina jadę w 1985 r., jako nieopierzony osiemnastolatek, świeżo po maturze. Wywalczam z ojcem przedziwny kompromis, że będę na festiwalu przez cztery dni, natomiast piątego, finałowego dnia wrócę do domu. Od początku mam szczery zamiar tę nieracjonalną umowę złamać.

Pomimo, że jestem w Jarocku po raz pierwszy, czuję się tam raźno i pewnie, bo umówiłem się na festiwal grupką kumpli z mojej byłej klasy. Zresztą, atmosfera imprezy od razu mi przypada do gustu! Tyle kolorowej młodzieży nigdy wcześniej nie widziałem, może tylko na ekranie koszalińskiego kina ,,Młodość”, w kultowym filmie „Hair” Milosa Formana. Nie czułem też nigdy wcześniej takiego powiewu wolności, chociaż od samego początku irytują mnie grupki sępiących punkowców.


Mój pierwszy dzień

Zresztą jestem przecież ideowym hippisem, a hippisi punkom nie ufają! Hippies to miłość, pokój i wolność, a punki – wiadomo – prymitywna muzyka, agresja, nienawiść i „no future”. Pierwszy dzień festiwalu, dzień punkowo-regałowy, potwierdza te moje stereotypy. Recitale występujących kolejno kapel punkrockowych zlewają mi się w jeden wielki utwór, basy nieprzyjemnie łaskoczą w żołądek, a teksty wydają się dość naiwne. Pamiętam, wyśpiewywane z emfazą słowa przez pannę z kapeli Zbombardowana Laleczka: ,,Żołnierzu! Dlaczego musisz zabijać? Czy dlatego, że jesteś żołnierzem?” No jasne, że dlatego.

W pewnym momencie rozochoconym punkowcom przestaje wystarczać pogo pod sceną i taranują resztę publiczności. Wieje grozą – tłum młodych mężczyzn z nastroszonymi włosami, w czarnych, naćwiekowanych skórach, nacierających w naszą stronę musi robić wrażenie. I wtedy naprzeciwko punkom stają setki innych młodych mężczyzn, w równie ciężkiej biżuterii, ale w wytartych do białości dżinsach i katanach z wypisanymi gotykiem nazwami zespołów. Metalowcy. Koszalińscy hippisi słuchają heavy metalu, więc niewiele myśląc przyłączam się do dżinsowych. Zanosi się na ciężkie mordobicie, ale wtedy pomiędzy dwiema wrażymi armiami staje kilku długowłosych, krzycząc: ,,Bez zadymy!”. Bojowe nastroje opadają. Sprawa rozchodzi się po kościach. Rozchodzą się i dzielni mężowie.

Jako jedna z gwiazd punkowych koncertów gra grupa Prowokacja. Wzruszają mnie protest songiem o zabijaniu dzieci nienarodzonych. Może jednak te punki mają coś ważnego do powiedzenia?

Ale potem rozpoczyna się recital kapel regałowych. Niepodległość Trójkątów śpiewa piękny hymn ,,Przed nami wielka przestrzeń”. Stadion zostaje opleciony przez wielobarwnego węża, w którym trzymają się za ręce rastamani, metalowcy, punki, hippisi i normalsi. Jestem w tym wężu i nie zapomnę tego poczucia jedności.

Jarocińska Janis

Drugi dzień festiwalu zapowiadany jest jako egzotyczna mieszanka popu i heavy metalu. Egzotyczny jest zresztą sam pomysł, żeby prezentować pop w stolicy polskiego rocka!

Ale przed południem w amfiteatrze grają punkowe raczej Ręce do Góry, śpiewające o tym, że ,,Nie tylko Niemcy mordowali jeńców”, a także, że ,,Idą na Polskę Polacy z pałami”.

Zresztą i po południu na stadionie jedyny ,,popowy” zespół, jaki sobie przypominam, to Histeryk Filip, który tak naprawdę gra ,,aluminium”, czyli słodszą odmianę metalu. Po Histeryku występuje Mama, która z kolei wydaje się być bardziej rockandrollowa niż metalowa. Dżinsowych mężów w ciężkiej biżuterii tłumnie zwabiają pod scenę dopiero recitale zespołów Test Fobii, Fatum i Squier. Szaleństwo wywołuje zwłaszcza ten ostatni, najszybciej grający, jako że rozpoczyna się właśnie moda na speed metal. Kiedy rzeźbiący na wiośle frontman hojnym gestem rzuca w tłum swoją, stylizowaną na skórę pantery, koszulkę, ludzie zaczynają się o nią bić. Koszulka rychło idzie w strzępy. Nie chwaląc się, sam zdobywam maleńki skraweczek.

Tak naprawdę jednak, jestem koncertami trochę rozczarowany. Fatalne nagłośnienie powoduje, że słyszę jeno łomot, a taniec w młynie przed sceną to prawdziwy surwiwal. Tym bardziej, że różnorakie sporty zacznę uprawiać dopiero po trzydziestce, więc jako nastolatek nie mam za dużo siły.

Bardziej niźli metalowi amatorzy podobają mi się występy gwiazd – grup Jaguar i Kat. Nie byłem nigdy fanem black metalu, Kat w tym czasie słynie jednak przede wszystkim z sympatycznej ballady ,,Ostatni tabor”.

Do Jarocina tradycyjnie natomiast nie dociera TSA. Tradycyjnie, bo połowa lat 80. to czas właśnie, kiedy ta największa polska kapela heavy z tajemniczych powodów zaczyna lekceważyć rockowe imprezy. Bywało i tak, że jej koncert był zapowiedziany, a następnie odwoływany. Tym razem pojawia się tylko wokalista Marek Piekarczyk, który przemawia do skandującego jego imię tłumu heavymetalowców.

Cały dzień trzeci poświęcony jest nowej fali – ulubionemu dziecku ojca festiwalu Waltera Chełstowskiego. New wave zawsze mnie nudziło, z tego dnia pamiętam więc najmniej. W każdym razie koncerty rozpoczynają dwie amatorskie kapele o śmiesznych nazwach – T.I.R. i Róże Europy. Dzieci Kapitana Klossa zamiast tekstu wyciętego przez cenzurę śpiewają tekst zastępczy o nieskomplikowanej treści ,,La la la”, a postpunkowa Enklawa Ełk wykrzykuje kolejny protest song przeciwko skrobance. Dobrze dość wypadają gwiazdy – zimnofalowa Madame i Aya RL.


http://www.pracownia52.pl/www/gallery/main.php?g2_view=core.DownloadItem&g2_itemId=11380&g2_serialNumber=2
Monika Adamowska (rok 1986). fot: M.Makowski/www.pracownia52.pl


Ostatni dzień konkursowy przeznaczono dla bluesa. Zaczyna dość ciężko grupa Non Iron. Ale najlepiej pamiętam z tego dnia dźwięki… ,,Mercedesa” Janis Joplin. Z tym, że ta dziewczyna śpiewa lepiej niż Joplinka! Monika Adamowska w dżinsowym uniformie i zespół Joy Band. Dla mnie objawienie polskiego bluesa. Przez moment o kapeli, a zwłaszcza o wokalistce, zaczyna być głośno, ale… Monika rodzi dziecko i rezygnuje ze śpiewania, a o zespole słuch ginie. Szkoda.

Jako gwiazda występuje grupa Dżem. Ku rozczarowaniu rzeszy bluesfanów muzycy kończą swój recital dość szybko. Rozchodzi się wieść, że koncert przerwał jakiś komendant. Tłum rusza pod budynek hotelu ,,Jaroty”, gdzie ponoć ów tajemniczy komendant ma swoją siedzibę. Śpiewamy ,,Czerwony jak cegła”, ale rychło śpiew przechodzi w nieprzyjazne skandowanie ,,Czerwony komendant!”.

Nadchodzi dzień finałowy. Głosowanie publiczności wyłania dziesięciu laureatów, a wśród nich m.in. grupy Fatum, Squier, Test Fobii, Dzieci Kapitana Klossa, Ro-kosz, Variette i – ku mojej radości - Joy Band. W czasie koncertów finałowych zaczyna lać. Wychodzę ze stadionu i chronię się w budce telefonicznej. Ale ile można w budce tkwić! Wracam i zdążam akurat na Joy Band. Zapominam o deszczu, który zresztą wkrótce przestaje padać.

A potem nadchodzi czas na pożegnanie z Jarocinem. Smutny nieco opuszczam usytuowane za miastem pole namiotowe, na którym żyliśmy w prymitywnych warunkach; myliśmy się pod gołym niebem w długich, metalowych rynienkach, a bułki i kefir kupowaliśmy w prowizorycznych budkach. Ale na którym panowała jedyna w swoim rodzaju atmosfera. I chociaż festiwal był raczej głośny, ja wracam z Jarocina wyciszony.

Pod skrzydłami Szatana

W 1986 r. w Jarocinie gra wreszcie bardzo oczekiwane przeze mnie TSA, ale i tak daje się zauważyć pierwsze symptomy powolnego upadku festiwalu. Po pierwsze, skrócono go o jeden dzień. Po drugie pod sceną na stadionie pojawiają się barierki. Po trzecie miasto zostaje sterroryzowane przez grupę agresywnych satanistów z Olsztyna.

Festiwal zaczyna się miło – bujają regałowe Immanuel i Daab, porywa Band of Boogie, prawdziwe bluesowe nabożeństwo odprawia Joy Band. Niespodziewanie zachwyca mnie też punkowa Armia. Wstaję z koca, na którym znużony spoczywałem i zasłuchuję się. Ten punk nie jest prymitywny. Jest dobry!

Źle się zaczyna dziać dopiero w dniu heavymetalowym. Brygada olsztyniaków przyjeżdża tu za swoją ukochaną kapelą Vader, wówczas lokalną sławą na Warmii. Traf chce, że oprócz blackspeedmetalowego Vadera, w Jarocinie występuje bydgoska formacja Lord Vader, prezentująca łagodniejszą odmianę heavy metalu. Olsztyniacy próbują ją wygonić ze sceny: ,,Vader to jest w Olsztynie!” – wrzeszczą. Zaraz potem olsztyniacy wygwizdują włoską kapelę Mayham, skandując złośliwie ,,Mussolini!”.

W przerwach pomiędzy koncertami chłopaki z Olsztyna łażą po stadionie, zaczepiając innych metalowców, wyrywając i łamiąc im pacyfy oraz znaczki TSA. Nie brakuje też rękoczynów.

Przy wejściu na stadion komentujemy te ekscesy wraz z brygadą metali z Mińska Mazowieckiego.

- Żeby metal uderzył metala! – nie kryje goryczy jeden z mińszczan. Jasne, bo jak uderzy niemetala, to już całkiem w porządku.

Symbolem rozbicia środowiska staje się podział na dwa odłamy znanej z ubiegłego roku kapeli Test Fobii. W 1986 r. w Jarocinie występują oba odłamy. Część muzyków pod starą nazwą ,,Test Fobii” gra tradycyjny heavy metal. Rozłamowcy, występujący jako ,,Test Fobii Kreon”, przedstawiają recital blackspeedmetalowy. A w czasie koncertu frontman demonstracyjnie łamie krzyż i ciska jego fragmentami w tłum fanów.

Gorąco jest też na koncercie czołowych, polskich blackmetalowców, czyli grupy Kat. Wokalista Roman Kostrzewski pije na scenie ,,krew” z kielicha, a teksty utworów są jawnie satanistyczne. Po drugiej stronie barierek szaleje tłum fanów. Obserwuję to wszystko ze środka stadionu, gdy nagle słyszę, gdzieś z lewej strony sceny, narastające skandowanie: ,,Jezus Chrystus! Precz z Szatanem!” – niesie się krzyk. ,,Któż to taki odważny?” – głowię się przez chwilę, ale zaraz odpowiedź przychodzi sama: ,,TSA! TSA! Marek Piekarczyk!” – skandują nieprzyjaciele Szatana. Za chwilę jestem wśród nich. Atmosfera robi się coraz bardziej gorąca. ,,Pod scenę!” – krzyczy ktoś w zapalczywym gniewie. Tłum nie myśli, tłum działa. Robimy wszyscy jeden kroczek naprzód. I wtedy ktoś inny wyje: ,,Bez zadymy!” Tłum zaczyna myśleć. I staje w pół kolejnego kroczku.

Tymczasem na scenie pojawia się Marek Piekarczyk, którego zaproszono do konferansjerki. Roman Kostrzewski proponuje mu pojednanie i wspólny toast szampanem. Za chwilę zresztą koncert Kata się kończy, a Piekarczyk zapowiada występ górnośląskiego barda Jasia Skrzeka: ,,Teraz blues – zaczyna Piekar - a kto nie czuje bluesa, ten… na drzewo!” – kończy po namyśle, raczej niezbyt zręcznie.

Recital Jasia, tudzież jego śląskie pogawędki wyciszają emocje, a potem… potem są już tylko chłopcy z TSA. Z okazji pięciolecia istnienia zespół występuje w poszerzonym, siedmioosobowym składzie, zapraszając do wspólnego grania Andrzeja Nowaka i Marka Kapłona, którzy odeszli z kapeli przed dwoma laty. To jest bardzo dobry koncert. Świt już się powoli zbliża, kiedy Piekarczyk przeprasza fanów: ,,Ja mam ciągle 17 lat i mógłbym śpiewać aż do białego dnia, ale nasi techniczni są już zmęczeni”. Doceniam poświęcenie - Piekarczyk jest już wówczas stary; ma 33 lata.

Wychodzę ze stadionu, konstatując ze zdumieniem, że wraz ze mną wychodzą tłumy ludzi. A to już przecież nie te lata, kiedy TSA było numerem jeden na polskiej scenie muzycznej.

Kiedy wracam do domu, czytam w ,,Polityce”, że w czasie, kiedy ja byłem na stadionie, na jarocińskim cmentarzu odbyła się czarna msza. Sataniści zabili psa i zbezcześcili grób.

Żeby nie było tak smutno, w 1986 r. w Jarocinie pojawia się też trochę zgrywusów – żartujące sobie z heavy metalu Mikrofony Kaniony, naigrywający się z rastafarian Pudelsi i nabijająca się w sumie nie wiadomo z czego Brzemienna Apteka.

Dotyk szarego anioła

Jarocin Anno Domini 1987 przebiega pod znakiem raczej niezbyt radosnej działalności ubeków. Upadek festiwalu jest już więcej niż wyraźny.

Ale zaczyna się przyjemnie. Detonator BN ironizuje na temat Armii Czerwonej, a Wańka Wstańka kpi z satanistów. Dobre koncerty dają Daab i Young Power. Podobają mi się Armia i Dezerter.

Potem zaczynają się jazdy. Stoję właśnie gdzieś na tyłach amfiteatru i słucham recitalu sympatycznego, heavymetalowego Spidera. W klapie mojej katany wesoło połyskują pacyfki – przedmiot mojej dumy, bo każda z nich inna. Podoba mi się zwłaszcza ta z motywem przełamanego karabinu. I wtedy jak z podziemi wyrasta brzuchaty trzydziestoparolatek:

- Służba Bezpieczeństwa. Pójdziecie ze mną.

Drętwieję. Nie zetknąłem się nigdy dotąd w sposób świadomy twarzą w twarz z ubekiem. Bezpieka to czarna legenda epoki PRL-u. Zwłaszcza wtedy, w nie aż tak długim czasie po uprowadzeniu i bestialskim zamordowaniu sympatyzującego z ,,Solidarnością” księdza Popiełuszki. Nie, nie obawiam się, że mnie zabiją. Ale mogą wywieźć za miasto, skopać i zostawić gdzieś w lesie. Mogą zamknąć w celi i nękać przesłuchaniami. Powiedzmy sobie szczerze, sram w gacie.

- Nie sraj w gacie – radzi mi dobrodusznie jeden z trzech ubeków, którzy gawędzą ze mną przyjaźnie na tyłach amfiteatru.

- Jesteś skrajnym pacyfistą – twierdzi bardziej niż pyta drugi tajniak.

- Nie, po prostu pacyfistą – zaprzeczam.

- Nie zamierzasz bronić Polski Ludowej?

- Jesteśmy państwem pokojowym – próbuję wykorzystać do własnych celów pustosłowie PRL-owskiej propagandy.

- Cwaniak jesteś. Ale dziekan Błażejczak nie lubi pacyfistów – zauważa, przeglądając moją legitymację studenta prawa.

Ma rację. Dziekan Błażejczak nie wygląda na kogoś, kto by lubił pacyfistów.

Puszczają mnie w końcu, pierwej jednak obfotografowawszy z trzech stron. Później dowiaduję się, że tego dnia na jarocińskim Rynku pacyfistyczny ruch ,,Wolność i Pokój” urządził małą demonstrację. Tajniacy najwyraźniej szukają jej uczestników. WiP nie ogranicza się zresztą do demonstracji. W czasie koncertów na stadionie bramkarze wskazują ubekom wipowca, który rozrzuca ulotki. Na szczęście grupa bramkarzy natychmiast zostaje otoczona przez wzburzony tłum. Ludzie skandują: ,,Gestapo!”. ,,Dziękuję wam za pomoc, ale to przecież nie jest gestapo!” – chłodzi nastroje uwolniony wipowiec.

,,Precz z bezpieką” – kierowany mściwością podaję więc kolejne hasło, a tłum je ochoczo podejmuje. Ubeków tu zdecydowanie nie lubią. Do Jarocina jeżdżą ludzie, którzy bardzo chcą być wolni. Jednak po kilku minutach, kiedy to obie strony groźnie szczerzą na siebie kły, sprawa rozchodzi się po kościach. Rozchodzą się i demonstrujący.

Ciekawym doświadczeniem jest dla mnie występ Czesława Niemena. Wprawdzie elektroniczne dźwięki nie przekonują mnie, a w otoczeniu machających marynarami, podstarzałych trzydziestolatków czuję się dość nieswojo, ale to przecież jednak Niemen!

Pomimo to w 1987 r. fun z pobytu w stolicy polskiego rocka znowuż jest trochę mniejszy.

Świecące czaszki

Nigdy wcześniej Jarocin nie był aż tak zaskiniony, jak w 1988 r. Robi się zwyczajnie niebezpiecznie.

Ponieważ na Festiwalu Muzyków Rockowych obowiązuje prohibicja (ma to niby zapobiec zadymom), wraz z Fliegasem i jego kumplem Oranżadą wybieramy się po piwo do Ostrowa Wielkopolskiego. Pociągiem, rzecz jasna.

Fliegas to przykład jednego z wielu ciekawych ludzi, jakich można poznać w Jarocinie. Punkowiec, anarchista, kosmopolita, pacyfista i wegetarianin. Na koszulce ma napis ,,Nie ufam Polakom”. Jako ideowy kosmopolita nie ufa wprawdzie żadnej nacji, ale że przydarzyło mu się mieszkać w Polsce, najbardziej dostaje się Polakom.

Z kolei Oranżada, choć ma irokeza, jak przystoi, to punkowiec siódmej generacji, dziesiąta woda po kisielu. Ideologia nie ma dla niego żadnego znaczenia; lubi po prostu muzykę punk. Tak przynajmniej twierdzi Fliegas.

W sklepie spożywczym liczba świecących czaszek prawie nas oślepia. Kiedy już wychodzimy z pełnymi piwa koszykami, skinheadzi biorą sobie po jednej butelce. Z naszych koszyków. Kolejną grupę nazistów spotykamy w holu jarocińskiego dworca. Ci chcą od nas pieniądze. Jakoś się pomiędzy nimi przepychamy i idziemy dalej.

Tymczasem na jarocińskim festiwalu pojawia się też plaga złodziei. Co i rusz słyszę, że komuś coś ukradli. Pewnej nocy, gdy wracam z koncertów na stadionie na pole namiotowe, z niejakim zdziwieniem konstatuję, że w namiocie brakuje śpiworów. Mój piętnastoletni brat (pierwszy raz w Jarocinie) śpi w ubraniu i wyglądał na zmarzniętego.

- Gdzie śpiwory? – pytam głupio.

- Nie ma żadnych śpiworów, ukradli – mruczy brat w półśnie i przewraca się na drugi bok.

Oj, to jest zimna noc. Następnego dnia milicjant odmawia przyjęcia zgłoszenia o kradzieży. ,,Policja i złodzieje to jedna banda” – przypominam sobie tekst piosenki. Na szczęście dobrzy koledzy pożyczają nam koce, a ja nauczam się oddawać nasze rzeczy do przechowalni.

Z sympatycznych zdarzeń tego roku odnotować jeszcze wypada koncert kapeli The Fire Trap – grają niemal tak, jak Jimi Hendrix - oraz wybory miss pola namiotowego. Ale na tym już koniec przyjemności.

Prawdopodobnie ta sama grupa skinów, którą napotkaliśmy wcześniej na dworcu, dopada nas wczesnym rankiem po koncercie grupy Turbo, pod sam koniec festiwalu. Wracamy z Fliegasem ze stadionu na pole namiotowe. Kilkadziesiąt metrów przed sobą, na spokojnej uliczce widzimy kilka osób. Przez myśl nam nie przychodzi, że to mogą być bandyci. Kiedy zastępują nam drogę, jest już za późno, żeby salwować się ucieczką. Fliegas ma szczęście; odsuwają go na bok. Ode mnie chcą jednak dżinsową katanę. Bronię jej; kurtkę kupili mi rodzice w Peweksie. Kosztowała 30 dolarów, czyli tyle, co ówczesna przeciętna pensja. Szarpanina, okrzyki. Po obu stronach uliczki stoją domki jednorodzinne, ale oczywiście nikt nie wyściubi nosa. Ja odpuszczam dopiero wtedy, kiedy skinol grozi mi kosą.

- Zostawcie mi chociaż znaczki – próbuję rozpaczliwych negocjacji. – Nie przydadzą się wam.

Nazista patrzy krytycznie na plakietki TSA, The Doors, pacyfki. Nie ma wątpliwości, że mu się nie przydadzą.

- E, na swastyki sobie przerobię! – orzeka jednak wreszcie.

Puszczają nas. Idziemy w kierunku stadionu, gdzie stoją suki. Podchodzę do radiowozu:

- Chciałem zgłosić rozbój – mówię.

- Na komisariat proszę – ucina milicjant.

- Ale napastnicy uciekną…

- A, to było przed chwilą. Wsiadajcie, poszukamy ich.

Krążymy po uliczkach. Kilkadziesiąt metrów przed nami, na polnej ścieżce widzimy kilku młodych facetów. Biegną w kierunku lasku.

- Rozpoznajesz ich? – pyta milicjant.

- Nie wiem, za daleko.

Jedziemy dalej.

- Jaką subkulturę reprezentujecie? – pyta na pożegnanie milicjant, patrząc na moje długie pióra.

- Niezrzeszeni jesteśmy – przekonuję. – Ale łysi biją wszystkich.

Wracam do Koszalina bez swojej katany. Postanawiam, że do Jarocina więcej nie pojadę. To w końcu ma być przyjemność, a nie surwiwal. Daną sobie obietnicę złamię dopiero po siedemnastu latach.

Ostatnio edytowany przez Jarocin-Festiwal (2007-03-03 16:57:57)

Offline

 

#5 2007-03-13 13:38:42

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

wspomina K.A.S.A.:

Na eliminacjach w Jarocinie nie zostałeś zakwalifikowany m.in. przez Kubę Wojewódzkiego. Jak to było?

W 1991 roku wraz z "Zespołem Downa" pojechałem do Jarocina. Wystąpiliśmy z muzyką połączoną trochę z rapem. Jury zdecydowało, że ze względu na niecenzuralne, obleśne teksty nie przechodzimy dalej. Byliśmy jednak wygranymi wśród publiczności, zrobiliśmy swoją obecnością furorę. Być może tamto wydarzenie zdecydowało, że mam dziś zupełnie inną pozycję.
Jurorem był wówczas rzeczywiście również Kuba Wojewódzki. Ludzie myślą, że urodził się wczoraj, bo istotnie wyskoczył jak Filip z konopi. A przecież od lat robił klipy, był dziennikarzem. Cięty język miał zawsze, tylko kamera to wyolbrzymiła, pokazała jakby w pigułce. On swoją osobowość budował przez całe życie. Teraz ją sprzedaje. Może nawet lepiej, że w tym wieku. Nabrał sadystycznej ironii, co jest charakterystyczne dla niego i programu, który tworzy.


Źródło

Offline

 

#6 2007-03-14 22:20:14

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

SH tak wspomina:

Pamiętam, że w 1980 r. bardzo podobał mi się Ogród Wyobraźni (Ełk), grający art. rock. Świetnie wyglądali(szczególnie basista) i pokazywali, że będąc amatorskim zespołem można grać zawodowo. Z 1981 r. pamiętam oczywiście TSA. Ale myślę (teraz po latach), że to tylko w Jarocinie mogło się zdarzyć, że zespół grający instrumentalny hard rock a’la ACDC mógł zrobić taką furorę. Pamiętam doskonały koncert Perfectu, których wtedy słyszałem pierwszy raz na koncercie. Zainteresowanie koncertami było tak ogromne, że były problemy z dostaniem się do amfiteatru. Dookoła amfiteatru koczowało wielu ludzi i słuchało muzyki. Co odważniejsi wskakiwali do fosy między sceną i widownią. W 1982 wygrała Rekonstrukcja, co dla mnie i wielu innych słuchaczy było nieporozumieniem. Jeszcze długo po festiwalu zastanawiałem się , jak oni to zrobili, grając tak przeciętnie!
Można powiedzieć, że wszystko się kręciło od Jarocina do Jarocina. Być może było to wrażenie z punktu widzenia młodego człowieka, mieszkającego w małym miasteczku. Jarocin był prawdziwą mekką – generował nie tylko gusta muzyczne, ale również to co się ubierało, jakie włosy się nosiło


dla Jarocin-Festiwal.com

Offline

 

#7 2007-03-17 20:30:38

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

...

Offline

 

#8 2007-03-17 23:15:46

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

G. Ciechowski:

O Jarocinie 1985...

- Koncert Republiki w Jarocinie w 1985 roku? Do dzisiaj wlosy mi sie jeza, kiedy sobie pomysle, co sie moglo wtedy stac. Z dzisiejszej perspektywy troche rozumiem ten gniew. Bycie fanem Republiki w roku 1984 czy 1985 nie bylo proste - to byl stan nieustannej walki z innymi formacjami.

Kiedy owczesnie zapuszczalem grzywke, nie przypuszczalem nawet, ze nasladujacy mnie fani kojarzeni beda z tzw. popersami. Na nasz zapowiadany w 1984 r. koncert do Jarocina przyjechalo mnostwo fanow Republiki z grzywkami. Mieli z ich powody mnostwo przykrosci, a w dodatku - koncert nie z naszej winy zostal odwolany. Rok pozniej, gdy w koncu weszlismy na estrade, byli wiec wyjatkowo wsciekli.

Nienawidzila nas tez reszta rockowej publicznosci, bo radio prezentowalo upupiony obraz Republiki, nadajac tylko nasze najgrzeczniejsze piosenki. O tym, co naprawde gralismy, mogli zas wiedziec tylko ci, ktorzy chodzili na nasze koncerty. Pierwsza rzecz, jaka uslyszelismy wtedy po wyjsciu na scene, to gigantyczny gwizd. I potem polecial na nas deszcz maslanek i pomidorow. Kiedy sie troche uspokoilo, zapytalem przez mikrofon: "Czy znajdzie sie wsrod was jakas szmata do wytarcia instrumentow?" i po chwili rzeczywiscie ktos we mnie rzucil szmata.

Zagralismy koncert z wscieklosci za te niezasluzona krzywde. Chcielismy pokazac, ze nie jestesmy chlopaczkami, ktorych mozna przeploszyc jednym tupnieciem. I wygralismy. Pamietam, ze koncert zakonczylismy "Moja krwia", ktorej wysluchano w absolutnej ciszy. Potem byly oklaski, spiewy "Sto lat" i prosby o bis, ale ja uznalem, ze ta publicznosc nie zasluguje na bis.

ciechowski.art.pl

Offline

 

#9 2007-03-19 18:21:15

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

Jarocin 1987.

Koncert - Róże Europy.

Mało pamiętam w sumie. Przyjechaliśmy na jeden koncert. Marcin Jacobson chciał żebyśmy wspolnie z Kobranocką i Szpalem rozpoczęli (sobotni?) koncert na Dużej Scenie. Po nas mieli zagrać laureaci, a po nich kolejni zaproszeni goście.

A my, jako zaproszeni goście chieliśmy zagrać wieczorem. Przy światłach. Ukryliśmy więc wokalistę. Próbę odbyliśmy bez niego - twierdząc, że jeszcze dojeżdża z W-wy... Kobranocka, dzięki Kaśce Przygodzie, też jakoś zawalczyła wieczorny występ. Szpal jednak musiał zagrać ;-)

Koncert był super. Od roku graliśmy wtedy repertuar rokendrolowy, na czele z "Rokendrolowcami"....

Zaczałem koncert tak jak poniżej:

http://www.pracownia52.pl/www/gallery/main.php?g2_view=core.DownloadItem&g2_itemId=2451&g2_serialNumber=2
fot. M.Makowski


Kończyłem tak:

http://www.jarocin-festiwal.com/dla_forum/stb/f/f100.jpg
fot. studio TB/jarocin-festiwal.com

Okulary na koniec poleciały w publiczność... i tak były pęknięte ;-)



Pozdrowienia dla kolegów ;-)

Grzegorz K, bas

Offline

 

#10 2007-03-20 00:33:54

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

M. Jackowski i Kora o Maanamie

Więc gdyby padła propozycja: jedziecie do Opola, albo jedziecie do Jarocina - jaka by była decyzja?

W Jarocinie, w przeciwieństwie do Opola, nie gra się jednej piosenki. To jest typowym festiwal rockowy. My Jarocin otwieraliśmy, byliśmy zespołem, który Jarocin wspierał. Można by długo opowiadać jak to było...

Wiec „jak to było”?

Było ostro. To były lata 80`. Pamiętam, że kiedyś zasadzono kwiatki na przodzie sceny. Istniały one tak długo, dopóki nie zaczęliśmy grać. Później ktoś podpalił płot. Trzeba było przerwać koncert. Ciągle cos się działo...

M.J.: To był „koncert z efektami”... (śmiech).

Już same „kwiatki w Jarocinie” wydają mi się być „jednym, wielkim efektem”.

K.: Tak. Ten koncert chciano po prostu „uharcerzowić”. Zapadł mi w pamięci właśnie taki peerelowski harcerz, który tą imprezę prowadził.
Mamy sentyment do festiwali rockowych. Zagraliśmy na ogromnej ilości tego typu imprez na świecie. Możemy na nich, w przeciwieństwie do „festiwali jednej piosenki”, zbudować na scenie atmosferę, która trwa znacznie dłużej. W Jarocinie oczywiście graliśmy, graliśmy, graliśmy... nikt nas nigdy nie limitował.

Historia festiwalu w Jarocinie to lata 80` - okres, którym panowała jeszcze cenzura. Jeden ze słynnych zachodnich muzyków powiedział kiedyś, że Polacy nie grają muzyki - oni uprawiają poezję, bo zmusza ich do tego właśnie cenzura. Czy wpłynęła ona jakoś również na twórczość Maanamu?

K.: W żadnym stopniu. Byliśmy cenzurowani ewentualnie post factum, albo po prostu coś nie było puszczane. Zapadł mi jednak w pamięć przykład piosenki „Parada słoni” - piosenki mistycznej, która nie ma nic wspólnego z wojną. Tak się jednak złożyło, że utwór powstał w czasie interwencji Związku Radzieckiego w Afganistanie. Fontanny piasku i chmury obłoków okazały się dla cenzury strzelającymi czołgami, róża wschodu od razu kojarzyła się z ZSRR. Taka zabawna koincydencja.
Cenzura „doczepiała się” też do „Oddechu szczura”. Nie mieliśmy jednak z tym poważnych problemów, a już na pewno nie ja osobiście.

Ostatnio edytowany przez Skywalker (2007-03-20 01:20:04)

Offline

 

#11 2007-04-07 17:41:03

SZymandera

Nowy Grupowicz

Zarejestrowany: 2007-04-04
Posty: 10

Re: Wspomnienia...

Jarocin 90, Moje wspomnienia

Dla mnie był to jeden z najlepszych festiwali.Pamiętam że trwał 4 dni.Spaliśmy wtedy na działce obok stadionu u znajomego kolegi.To był też mój najdłuższy pobyt w Jarocinie.Przyjechaliśmy dwa dni przed festiwalem i odjechaliśmy dwa dni po nim.Było super.Super muzyka super klimat.


Wylatowo

Offline

 

#12 2007-04-07 21:03:20

 Skywalker

Grupowicz Gaduła

Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-08-19
Posty: 735
WWW

Re: Wspomnienia...

SZymandera napisał:

Dla mnie był to jeden z najlepszych festiwali.Pamiętam że trwał 4 dni.Spaliśmy wtedy na działce obok stadionu u znajomego kolegi.To był też mój najdłuższy pobyt w Jarocinie.Przyjechaliśmy dwa dni przed festiwalem i odjechaliśmy dwa dni po nim.Było super.Super muzyka super klimat.


Jarocin'90
Autor: ARKADIUSZ PRAGLOWSKI, "Magazyn Muzyczny" nr 9/1990


(...)niepokoj budza za to przyszle losy jarocinskiego festiwalu. Pojawily sie plany nadania mu rangi europejskiej, zaproszenia gwiazd wielkiego formatu i zrobienia na tym kokosow, ale na razie sytuacja wyglada tak, ze dotychczasowi organizatorzy (JOK i Piotr Majewski) stali sie smiertelnymi niemal wrogami i jest jasne, ze niczego juz razem nie zrobia. I slusznie, gdyz ludzie z Jarocinskiego Osrodka Kultury nie wiedza nawet dokladnie, co wlasciwie chcieliby zrobic. Piotr, co prawda, wie, jakiego festiwalu chcialby byc dyrektorem, ale gorzej, gdy przychodzi mowic o realizacji owego projektu. Sprawa jest prosta: miasto nie ma pieniedzy, Piotr Majewski rowniez nie dysponuje wieksza gotowka, za to z zapalem opowiada o rozlicznych sponsorach. Tylko kto da pieniadze na impreze, ktora nie przyniesie mu najmniejszej reklamy? Aby znalezli sie powazni sponsorzy musza pojawic sie popularne stacje telewizyjne, aby sciagnac dziennikarzy trzeba zrobic miedzynarodowa, szumna reklame. A to kosztuje...

Czarno widze przyszlosc Festiwalu Muzykow Rockowych. Jedni nie wiedza, co w ogole trzeba zrobic, drudzy nie bardzo zdaja sobie sprawe, jak. Wszyscy za to skacza sobie do oczu i maja bardzo duzo do powiedzenia. Przy okazji nikt nie potrafi robic interesow, a nie od dzis wiadomo, ze show business to bardzo dobry business, tylko trzeba sie na nim znac. A czas na nauke sie juz skonczyl. Mozna isc spac. Dobranoc.

Offline

 

#13 2007-04-17 00:36:49

Jarocin-Festiwal

Grupowicz Gaduła

5543699
Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-07-04
Posty: 997
WWW

Re: Wspomnienia...

Na Forum GJ M.M. napisał

Okiem człowieka z wawki
Jarocin to dla mnie dawne wspomnieja jak dawny system jak nasza
przeszłość, ale
często się łapie na tym , że osoby ode mnie młodsze o kilka lat, pracują na innych falach . Nie chce powiedzieć przez to , że mam nic porozumienia tylko z osobami w podobnym wieku, ale brak komunikacji w zaskresie retrospekcji zawsze mnie lekko osłabia . Jak rozmawiać z kimś , kto nie wie co to było STUDIO 2 , Spotkanie z Bratkiem (*) , Zwierzyniec . Trudno wytłumaczyć komuś funkcje Pewexu w czasach PRL-u , wpływ Adama Słodowego na rozwój nowych technologii z dziedziny drobnej wytwórczosci domowej . Jak rozmawiać z kimś kto nie pamięta dawnych punkowych załóg, letnich wyjazdów do Jarocina ,czy młodych ludzi licznie zgromadzonych przed koncertem np.pod warszawskim klubem Remont . Bardzo trudno jest opisać komuś zapach niebieskich papierosów Caro...Ograniczone są też mozliwosci w chwili opisywania róznicy w postrzeganiu awangardy w XXI wieku, a na poczatku lat 80-tych , kiedy postawione na mydło włosy i skórzane kurtki, biły po oczach konserwatywnych belfrów . Królująca obecnie tandeta we wszelkich dziedzinach życia zupełnie zagubiła wiele cennych zdobyczy z poprzednich lat . Może młodsi ludzie nie interesują się przeszłoscią tak ja kiedyś . Zawsze chętnie oglądam stare polskie filmy, by zobaczyć jak ludzie żyli w Polsce w latach 50 i 60 , których niestety nie widziałem na żywo . Jednak lata 70 -te pamiętam doskonale . Słuchanie muzyki z lat 50 czy 60 tzw. BIGBITU wpływało w póżniejszych latach na ukształtowanie mojego gustu i poszanowania przeszłości .

(*) Autorowi chodziło zapewne o Ekran z bartkiem ;-)


Książka "GRUNT TO BUNT. Rozmowy o Jarocinie" najtaniej u wydawcy IN ROCK:
kliknij tu!!!

Offline

 

#14 2007-04-17 09:13:42

Piki

Grupowicz Gaduła

2606125
Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2006-07-22
Posty: 393

Re: Wspomnienia...

"Wpływ Adama Słodowego na rozwój nowych technologii z dziedziny drobnej wytwórczosci domowej"

Brzmi jak temat pracy magisterskiej :D:D:D


Życie współczesne to powieść idioty...

Offline

 

#15 2007-05-16 15:04:05

Jarocin-Festiwal

Grupowicz Gaduła

5543699
Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-07-04
Posty: 997
WWW

Re: Wspomnienia...

Z Forum Armii

Igor, Grudziądz
Czw, 04 Styczeń 2007 03:48:58   

Armia jak pamiętam grała w Jarocinie 1989r. ostatnia. Zaczęli od "Sędziowie", ale zanim zaczęli grać to zrobiła się na scenie niebieska poświata, leciał dym ze sceny, zrobiło się ciemno i było słychać "pogłos" gitary. Później światło rozbłysło i zaczęło się właśnie "Sędziowie". Tomek szalał po scenie (obsługa co chwilę musiała ustawiać przewracane przez niego stojaki). Stadion oszalał, zrobiło się jedno totalne "pogo". Armia potrafiła tworzyć niesamowitą dramaturgię. Dla mnie to zawsze byli arcymistrzami samego rozpoczęcia koncertu (trudno mi to dokładnie określić).


http://www.jarocin-festiwal.com/dla_forum/stb/f/f029.jpghttp://www.jarocin-festiwal.com/dla_forum/stb/f/f007.jpghttp://www.jarocin-festiwal.com/dla_forum/stb/f/f002.jpg
Armia, J87. fot. Studio TB/Jarocin-Festiwal.com


Książka "GRUNT TO BUNT. Rozmowy o Jarocinie" najtaniej u wydawcy IN ROCK:
kliknij tu!!!

Offline

 


Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset vhs