::: www.Jarocin-Festiwal.com/forum ::: !Teraz Jarocin 2012! :::


Historia i dzień obecny Festiwali rockowych w Jarocinie

Ogłoszenie


Jarocin Festiwal | Utwórz swoją wizytówkę

#1 2007-05-18 14:26:28

Jarocin-Festiwal

Grupowicz Gaduła

5543699
Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2006-07-04
Posty: 997
WWW

Jarocin 85

http://www.jarocin-festiwal.com/dla_forum/stb/c/c003.jpg
Jarocin' 85

Musi być jakiś początek i koniec - to jest pewne, w to nie można nie wierzyć, więc lejący się ulicą potok ludzi ma jakiś kierunek, gdzieć musi być jego źródło, gdzieś otworzyła się ziemia i wytłacza te wszystkie spóźnione, martwe twarze, gdzieś musi być wielka dziura, która wsysa tę masę.

Dworzec kolejowy w Poznaniu to może być taki kłębiący się dół. Tu jest gęsto, bo oprócz setek spraw do załatwienia na ludziach wiszą walizki - bez walizek przecież nie można żyć. Człowiek bez walizki to już nie człowiek. Przy tym trzeba się spieszyć, kto nie zdąży to przegra, a przegrać znaczy przestać być.

Gorąco, duszno, nic tylko zasnąć, rozpuścić się. Wchodzą na dworzec w Poznaniu grupami. Twarze suche, bezbarwne, kanciaste - to przez włosy wystrzyżone na skroniach, przez kolorowe czuby biegnące od czoła do karku. Dalej grube skórzane kurtki ze świńskiej skóry postrzępione, poszarpane, spodnie szare, pogryzione, buty ciężkie, zużyte. Ktoś mówi, tak głośno, żeby wszyscy słyszeli: - takich zboczeńców to się powinno w obozach pracy zamykać, nie żeby takie bydło po ulicy chodziło.
Później kładą się na peronie, z którego ma odjechać pociąg do Jarocina. W tym kurzu siedzą, bagaży nie mają, nie martwią się że brud, że odzież zniszczą. Nic nie mówią.

Gdy w końcu wtoczy sie pociąg do Jarocina twarze jakby trochę jaśnieją, ale trzeba mocno się wpatrywać, żeby dostrzec to przez wystrzyżone skronie, przez zapuchnięte z niewyspania oczy. W pociągu jeszcze gęściej, siedzą na podłodze w pęczkach.

Jarocin to wielce szacowne dwudziestotysięczne miasto położone między Poznaniem a Kaliszem. Festiwal muzyków rockowych z roku na rok nabiera coraz większych rozmiarów. Impreza, pod różnymi nazwami doczekała się już swojej szesnastej edycji i w tym roku na scenie wystąpiło osiemdziesiąt pięć zespołów, czyli ponad dwa razy tyle co w roku ubiegłym. Na czas festiwalu liczba mieszkańców Jarocina podwaja się i nie wynikają z tego żadne kłopoty: nikt nie chodzi głodny, nikt nie chodzi pijany, na ulicy jest bezpiecznie. Większość młodzieży mieszka na szesnastohektarowym polu namiotowym wyposażonym w sanitariaty, w sklepiki, stoiska, gdzie można tanio kupić coś do zjedzenia. Niemal przy każdym z domków, gdzie jest choćby kawałek trawiastego ogródka porozstawiane są namioty. Wzdłuż trasy wiodącej na stadion, gdzie odbywają się koncerty, ludzie powystawiali przed domy wiadra z zimną wodą i kubki: zawsze przy takim wiadrze stało kilku spragnionych.

Widownia to plac rozmiarów trochę większych niż boisko piłkarskie. U podstawy tegoż boiska wybudowano scenę otoczoną potężną baterią kolumn głośnikowych. Pierwszego dnia był punk i reggae.
Muzyka punkowa jest szczelna i twarda jak betonowa ściana: w ścianę dźwięku już nic nie da się wtłoczyć. O takie brzmienie można się tylko odbić, a najlepiej rozbić. Niemal tysięczny tłum ubrany w skóry tańczący pogo, taniec polegający na wzajemnym obijaniu się o siebie, na przepychaniu, na przewracaniu, na wyrzucaniu w niebo kaskad piachu. O słowach trudno powiedzieć, że są wyśpiewane, są wyszarpywane gdzieś z gardła, szczelnie zakryte brzmieniem instrumentów.
To jest tak jakby cię bardzo bolało i nie miałbyś żadnej nadziei, że piekło bólu przeminie - powie punk, student filozofii.
To jest nic, ta muzyka jest zaprzeczeniem muzyki, to tak jakby niemowle bawiło się instrumentem, tak każdy może. Słowa zaprzeczają wszekiej poetyce - powie ktoś inny.
Na scenie jest zespół "Moskwa", padają słowa: "bomby, miny, karabiny, czołgi, to już historia, to już historia, wybuch jądrowy, krzyk atomowy, nie do obrony, nie do obrony ... pokolenie małp prowadzi nas w paskudny świat i ciągły strach ... kierują nami jak kukłami, to oni decydują, knują, jak wykończyć tylu nas, zabić nas, zdeptać nas ... za późno uciekać, bo nie ma już gdzie, nie ma ratunku, to koniec, to śmierć, śmierć ...".

Czarne skóry, ciężkie buty, ćwieki - tańczą - przepychają się, ktoś się przewraca, ktoś dostaje garścią piachu w twarz, ale o to chodzi, zadeptać się, zatłamsić.

Walter Chełstowski, ojciec duchowy festiwalu w Jarocinie napisał: "Każdy z nas ma coś do powiedzenia, do zagrania, rock jest tą specyficzną fomrmą sztuki, w której nie ma miejsca na fałsz, kłamstwo, czy pozoranctwo ... zawsze na koncert nawet najbardziej obrzydliwej kapeli przyjdą ci, dla których jest ona wspaniała i gra tak jak sami by chcieli grać".

Późną, ciepłą nocą na jarocińskim rynku robi się przytulnie, sielsko. Kamieniczki stwarzają pozór wielkich secesyjnych mebli. Młodzież zrzeszona "przy kościele" śpiewa przy dźwiękach gitar. Siedzą też młodzi księża. W kościele nie opodal wyświetlany jest film "Jezus", przed kościołem stoisko, gdzie każdy może dostać herbatę, żółtego sera "niekrajowej" produkcji - za darmo oczywiście. Na ryneczek wkracza załoga punkowa. Idą gęsiego, gdzieś z pięćdziesięciu ich jest. Skandują "wszyscy pokutujemy, za to że żyjemy". Giną w wąskich uliczkach zasypiającego miasteczka, ostatni z nich ma wypisane na czarnej skórze białą farbą "sedes".

Reggae jest po kilkugodzinnej ścianie punka jak szklanka wody wlana do zeschniętego na wiór gardła. Kilkunastotysięczny tłum nie wiedząc kiedy, zaczyna się kołysać, twarze rozjaśniają się, jest ciepło, łagodnie. Chodzi o to, żeby ludzie się kochali, żeby nie byli przeciwko sobie, żeby nikt nie namawiał do zabijania, żeby przestał rządzić pieniądz, więc cieszmy się choćby z tego, że możemy słuchać, bo reggae nie możemy tańczyć. Gra "Rokosz", "Daab", "Israel". Pulsują bębny, gada coś gitara, wtrąca się saksofon, śpiew jest czysty, wzlatujący ponad muzykę.

Punki śpią, całe kolonie leżą na ziemi, trzeba uważać, żeby nie nadepnąć na rękę, na twarz. Wtulony w ziemię leży młody chłopak, ma najwyżej szesnaście lat, na plecach ma wypisane "Punk not dead".

Jarocin w dniach festiwalu jest zaprzeczeniem śpieszącej szarej ulicy, jest kolorowy, jest śmiały, niecodzienny. Tak się nie ubiera idąc do szkoły, do pracy. Nie ma żadnej różnicy między tymi stojącymi na scenie, a tymi przd nią. Włosy we wszystkich kolorach, jakie tylko można wyśnić, kokardy wielkie, długie cienkie warkoczyki wyrastające niespodziewanie, nastroszone czuby - żeby tylko nie dać wtopić się w szary płynący każdego dnia ulicami potok, żeby chociaż wygląd był swój własny, wymyślony.

Pole namiotowe umiejscowiono w odległości czterech kilometrów od stadionu, na którym odbywały się koncerty. Mimo że kursował na tej trasie specjalny autobus komunikacji miejskiej, to tylko nielicznym udawało się zeń skorzystać. Każdego dnia wił się barwny sznur między polem a stadionem. Miasteczko namiotowe niewiele ustępowało wielkością samemu Jarocinowi i było tak samo spokojne. Troche senne jak Jarocin w dniach poza festiwalem.

Muzyka heavy jest na granicy pęknięcia. Takie skondensowane, oszałamiające brzmienie fabryk, ulicy, natłoku informacji.
To jest próba uporządkowania zgiełku naszych czasów - powie ktoś. - To jest na granicy wybuchu, którą chcą uparcie przekroczyć, żeby się wszystko zawaliło, to jest jątrzenie bolącego zęba, chodzi o to, żeby stać się tym bólem i już go nie czuć.

Heavyo'le to długie włosy spadające na plecy, to sprany sztruks, jeans, to setki rytmicznie wyrzucanych w górę rąk. Trzeba się dać przegryźć temu brzmieniu, dać się unieść.

Punki nie trawią heavy i odwrotnie: lubią sobie to niekiedy okazać. Raz, czy dwa tłum zafalował, zacisnęły się pięści, lecz tylko trochę, nic groźnego. Jednak bardzo niewiele potrzeba, żeby jeden tłum nie lubił drugiego tłumu. Ludzie lubią się bic?

Za większą grupą punków maszerujących przez Jarocin zaczął jeździć radiowóz MO, nic tylko jeżdził. W końcu któryś z tych w czarnej skórze krzyknął, żeby iść pod kościół i poszli, radiowóz za nimi, bo grupa liczyła ze dwieście osób.

Pod kościołem herbatka, ser, księża gotowi do każdej rozmowy.

Ale gratka - tyle dusz do wzięcia - ktoś się uśmiecha.

Postały punki, postały, znudziło się im i ruszyli gdzie indziej. Bo to ważne, żeby ciągle być gdzieś indziej. Radiowóz za nimi chciał, ale się nieszczęśliwie zepsuł.

W tym roku festiwal miał swoją własną radiostację nadającą program przez całą dobę na falach ultrakrótkich, zasięg nadajnika wynosił kilkadziesiąt kilometrów. Nadawane były międzyinnymi retransmisje koncertów z poprzedniego dnia festiwalu. Radio zorganizowała rozgłośnia harcerska.

Nowa muzyka, ta grana w Jarocinie, ma w sobie dużo smaków przeróżnych. Będąc środkiem, wypadkową, jest jednocześnie ponad - to jest ta muzyka, która ma największe szanse ukazania się na płytach, wejść na antenę radiową.

Większość zespołów występujących w Jarocinie ma niewielkie szanse doczekania się profesjonalnych nagrań, lansowania w radiu, w tv i to nie zawsze ze względów warsztatowych. Jednak taśmy, kasety z ich nagraniami będą krążyły wśród tych, którzy utożsamiają się z muzyką tej czy innej kapeli.

Był w Jarocinie cały jeden dzień poświęcony bluesowi, no a blues to jest po prostu blues i ani słowa więcej.

Oprócz zespołów biorących udział w konkursie pokazała się w Jarocinie cała - prawie - czołówka polskiego rocka i można o festiwalu w Jarocinie powiedzieć, że jest to w tej chwili impreza dająca każdego roku kompletny przegląd tego, co się w muzyce rockowej w kraju dzieje. Od tego roku festiwal stał się też imprezą międzynarodową, gościły wespoły z Holamdii, czechosłowacji i Jugosławii. Ambicją organizatorów jest, aby impreza w przyszłości zyskała rangę europejską, żeby przyjeżdżały tu kapele z całego kontynentu - sądząc po sprawności organizatorów i przychylności mieszkańców Jarocina na czele z władzami, jest to zupełnie realne.

Każdy z widzów zobowiązany był wykupic karnet - za jedyne osiemset złotych - na wszystkie koncerty, będący jednocześnie kartą identyfikacyjną, którą należało nosić w widocznym miejscu. Każda taka karta zawierała kupon, w którym można było wpisać nazwę zespołu uznanego za najlepszy. Suma wszystkich głosów wyłoniła zwycięzców. W tym roku zostali nimi: "Test Fobii" z Wrocławia, "Squier" z Lublina, "Ro-kosz" ze Szczecina, "Kosmetyki mrs pinki" z Warszawy, "Joy band" z Pruszkowa, "Ivo partizan" z Mogolina, "Dzieci Kapitana Klosa" z Gdańska, "Fatum" z Warszawy i "Variete".

Jarociński festiwal, mimo całej gamy kolorów, mimo młodości, jest smutny, ponury, treść spadająca ze sceny biegnie od: gnije wszystko, płonie wszystko ... do "Sybilli". Skąd bierze się tyle mroku, tyle strachu w ludziach, którzy mają przed sobą całe życie. Pewno ... gdzieś otworzyła się ziemia i wytłacza te wszystkie spóźnione, martwe twarze, gdzieś musi być wielka dziura, która wsysa ten potok.
W każdym razie "Jarocin" pozwala zgłuszyć ten strach.

Zakończenia, to specjalność Jarocina. Przynajmniej przez pięć dni trwania festiwalu muzyków rockowych. Spokojne, nieco senne miasteczko staje się Mekką dla tych, którzy choć na chwilę chcą uniknąć szarości.
Nawet ponury dworcowy budynek ubiera się w papierową szatę ogłoszeń: "Rudy. Mieszkam na polu namiotowym. Zgłoś się przez radiowęzeł. Cypis", "Kiksa, jesteśmy na Kościuszki, ten sam ogród. Załoga z Zabrza".

Takich informacji pisanych na fragmentach plakatów reklamujących koncerty, skrawkach gazet, pudełkach po papierosach pojawia się setki. Przyklejone na drzwiach jarocińskiego ośrodka kultury, na specjalnie w tym celu zainstalowanej tablicy przed bramą miasteczka namiotowego.

Czerwone, zielone, niebieskie czuby punków świetnie harmonizują z czernią skórzanych kórtek. Jeśli ktoś wyglądał zbyt snobliwie i odcinał się od reszty, mógł skorzystać z usług ulicznych malarek. Dziewczyny za pomocą kredek i szminek przeobrażały grzecznych chłopców w groźnych punków. Oczywiście za opłatą.

Zakładając karnawałowe kostiumy, strosząc czupryny młodzi ludzie stają się kimś innym. Zdobywają się na odwagę ubierania i zachowywania inaczej niż w szkole, na ulicy, w domu. Próbują kreować własną osobowość w tej widocznej, zewnętrznej formie. Strój i zachowanie podczas koncertu staje się wykładnikiem filozofii życiowej. Muzyka jest jej nieodłączną częścią. Proste, banalne teksty piosenek odzwierciedlają ich pragnienia, wątpliwości, chęć kreowania własnego świata. Innego niż ten, który otacza.

Punkowa kapela o wdzięcznej nazwie "Zbombardowana laleczka", a może "Sedes", wyśpiewuje: "Nic nie możemy zrobić - ciągle patrzą nam na ręce. Wszyscy pokutujemy za to, że żyjemy". No i pokutują. Dobrowolnie. "Azbestowe" czarne kurtki są strojem godnym męczennika. Zwłaszcza w 30-sto stopniowym upale. Ale przecież trzeba trzymać fason i nie wypada pozbyć się rynsztunku.

Inną formą jest biczowanie piaskiem, czyli popularnie mówiąć zadyma. Po kilkunastu minutach energicznego uderzania kurtkami w piasek, szurania nogami nad stadionem unosi się gęsta mgła. W jej centrum kilkudziesięcio osobowe załogi punkowe przystępują do tańca pogo. Nie zorientowany należałoby wyjaśnić, iż jest on zbliżony do dziecięcej zabawy "baloniku nasz baloniku", tylko grany w odwrotną stronę. "Balonik pogo" rośnie do środka i niewątpliwym urozmaiceniem są pełne ekspresji gesty w stosunku do innych.

Źródło
PS. Jest to artykuł z jakiejś gazety z lat 80. - być może nawet z r. 85.


Książka "GRUNT TO BUNT. Rozmowy o Jarocinie" najtaniej u wydawcy IN ROCK:
kliknij tu!!!

Offline

 


Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
http://zfilm-hd-1765.online BudiĹĄov nad BudiĹĄovkou konkurenčnĂ­ ceny przegrywanie kaset vhs warszawa Sprawdź ogłoszenia w większej odległości